środa, 16 października 2013

Pani Śmierć.

Pierwszą klasę spędziłam dosyć przyjemnie, porównując je do następnych, których jeszcze nie opisałam.
W drugiej klasie było zupełnie inaczej, bo uczyła mnie Pani Śmierć.
Cóż to był za kontrast  pomiędzy tymi paniami, co uczyły mnie tańca!
Tym razem trafiła się kobieta z równie uniesioną głową, jednak charakteryzowała się… hm. Tym, że wyglądała, jakby już parę razy umarła ze starości.
Miała świra na punkcie diety. Sama wyglądała, jakby od 10 lat na oczy nie widziała jedzenia. 
Była niesamowicie rygorystyczna. Schudłam wtedy tyle, że mogłam się z nią porównywać. Niestety bóg, w którego nie wierzę, obdarzył mnie dość szerokimi ramionami, na tyle szerokimi
żeby nazywać mnie „tłustym pączkiem w maśle”.
O tak, ona uwielbiała mnie tak nazywać. Byłam obiektem na którym wyżywała się emocjonalnie. Dzięki mojej tuszy (aż 34kg) pomagałam jej rozwijać wyobraźnię, gdyż co dzień coraz kreatywniej mnie obrażała. Ale i tak czułam, jakiś tam, respekt. Czasami trochę popłakałam, ale nic mi nie było. Nazywała mnie „Miszelin”, właściwie mogłabym się obrazić, że nazywa mnie marką opon, ale każdą dziewczynę podobnie nazywała, to znaczy do każdego imienia była ta sama końcówka, bo to brzmiało bardziej profesjonalnie i tak trochę po francusku. Chyba nie wiedziała, że Michelle to francuskie imię. Tak więc w mojej grupie była : „Emanuel, Karolin, Joan, Paulin, Agat, Krzysztoflin i tak dalej.

Ola, która obżerała się niczym świnia na moich oczach, była jej pupilkiem. Jak Pani śmierć mogła się tak pomylić... Głodziłam się, jak nigdy, żeby choć raz powiedziała o mnie coś miłego, ale i tak mnie nie polubiła.

Pamiętam jej długie, ostre pazury, które wbijała mi między pośladki, żeby sprawdzić czy przypadkiem ich na sekundkę nie rozluźniłam. Spinałam je bardzo mocno, nie chciałam żeby jej wręcz biały paluszek przypadkowo nie zawędrował zbyt daleko w tropikalną otchłań.

Zawsze, jak darła mi się do ucha, przygłuszając fortepian, zdarzyło jej się opluć każdą możliwą część mego ciała.
Ale pod żadnym pozorem, nawet jakby napluła mi do oka (co się raz zdarzyło) nie wolno mi było się wytrzeć. Do dziś potrafię sobie przypomnieć jak jej ślina nie raz spływała mi po plecach..

Ale to nie było aż takie złe, czasami się pocieszałam, że lepsza najgorsza ślina niż jej zęby.

3 komentarze:

  1. chodze do tej szkoły(3kl) i rzeczywiście panie śmierc ne jest miła ma mega długie pazury i cały czs mi je wbija pomiędzy łopatki...

    OdpowiedzUsuń
  2. A do jakiej szkoły baletowej chodzilas

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powinnam podawać takich informacji publicznie.

    OdpowiedzUsuń