środa, 16 października 2013

Czyn godny kary śmierci.

Któregoś dnia dostałam naganę od dyrektora za bycie „zbyt dorosłą”.
17 maja, moje 11 urodziny.  Jak co dzień przychodzę do szkoły, witam się z wujkiem, pytam, co u niego, krótka rozmowa i na lekcję. Jednak tym razem ktoś coś dla mnie u niego zostawił.
To był prezent urodzinowy od mojej siostry. 
Jak się potem okazało, było to „Picollo” napój-oranżada w butelce. 
Tak więc otworzyłam butelkę, korek wyskoczył, piana poleciała i poczęstowałam napojem każdą osobę z mojej klasy. Symbolicznie po łyku.
Życzonka i takie tam pierdołki. Siedziałam na parapecie z przyjaciółką (z którą nie mam kontaktu, od kiedy wyrzucili ją ze szkoły w 2 klasie) śmiałyśmy się i przerobiłyśmy etykietę. Napisane na niej było „no alkohol”, ale  zrobiłyśmy super żart i zdarłyśmy słowo „no”.
Potem odruchowo zdjęłam całą etykietę, a następnie wszystko wrzuciłam do jednego śmietnika.
Dzwonek. Lekcja tańca.
Ktoś puka do drzwi, muzyka przestaje grać, na salę wchodzi Pani dyrektor z panią kierownik, która ma długi tłusty blond warkocz. Zapada ciężka cisza, wszyscy patrzą po sobie. W ręku blondi był czarny worek. Trzymała go bardzo mocno. Wyjęła z niego butelkę bez etykiety.
Zapytała czyja ona jest. Podejrzewają, że jest to butelka po Finlandii, szukają po całej szkole sprawcy.
Tak więc przyznaję się i tłumaczę, że mam dzisiaj urodziny, i że to tylko butelka po oranżadzie. 
Niestety nikt w to nie uwierzył mimo, że miałam 12 świadków za swoimi plecami.
-W takim razie gdzie jest etykieta?
-Wyrzuciłam ją z butelką do śmietnika.
-Pani sprzątaczka nie znalazła etykiety. Po co ją oderwałaś? Co ukrywałaś?

Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Nie było powodu dla którego oderwałam etykietę.

Przez kolejne tygodnie, wszyscy patrzyli na mnie jak na jakiegoś pieprzonego, skończonego alkoholika.
Dzięki dziewczyny, że się nie odezwałyście słowem, to bardzo honorowe.

...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz