piątek, 25 października 2013

Nie polcam.

Najbardziej dręczy mnie myśl, że tak, jak ja przed laty, tak i teraz wybierają się tam małe 9-letnie dziewczynki, które nie mają pojęcia co je czeka.
Płakanie po kątach, ukrywanie zdarzeń przed rodzicami, zamykanie się powoli w sobie, nie korzystanie z życia, bycie ograniczonym do własnych myśli i zamienianie się powoli w maszynę.
Znoszenie bólu obdartych stóp, oklejanie  plastrami bez gazy palców ociekających krwią.
Któż ma je przed tym ostrzec?
Już od pierwszych dni w szkole, jako pierwszoklasiści przyrzekamy z ręką na sercu, że będziemy mówić o tej szkole zawsze dobrze.
Kto by się nie bał powiedzieć czegoś złego o niej? Wszyscy tam chodzą tacy szczęśliwi.
Są dwa zakończenia dla uczennic tej szkoły i różne drogi.
Pewnego dnia nadchodzi egzamin po całorocznym wysiłku i wystawiane są oceny.
Jeżeli egzamin nie pójdzie pomyślnie, lub uczennica będzie wydawała się zbyt gruba - lata ciężkiej pracy, spędzane całe dnie w tej szkole, wylane łzy, pot, krew, wszystko na marne.
Jeśli jednak im się poszczęści, zdadzą szkołę, może nawet znajdą pracę.

Będą początkowo im mało płacić, a, nim się nie obejrzą, z powodu wieku, będą musiały przejść na emeryturę. Wtedy z wiedzą nakierowaną jedynie na taniec, bez wiedzy ogólnej, będą mogły zdać lekkie studia i uczyć w takiej szkole, jak ta i mimo braku jakiegokolwiek tytułu, będą nazywane „Panią profesor”. I do końca życia będą mogły chodzić z uniesionymi głowami i straszyć dyrektora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz