niedziela, 20 października 2013

PIĘKNA.

"Piękna"- Osobiście ją tak nazwałam, a przezwisko to  trzyma się aż do dziś.

Tak więc doszliśmy do osoby, która zniszczyła mi spory kawał życia.
Nie ma drugiej takiej osoby, której tak nienawidzę.
Zastanówmy się, co takiego mogła zrobić, że życzę jej serdecznie śmierci? Niech dostanie jakiejś zarazy i niech umiera w męczarniach. <3
Najśmieszniejszy jest fakt, że nie potrafię dokładnie opisać tych trzech lat męki z nią..
Każdego dnia łamała mnie po trochu.
Nie mówiła złych rzeczy.
O nie...


                                                                              

To stworzenie ociekające słodkością, motylkami i blond włoskami do ramion, promieniowało uśmieszkiem 24/7.
Porównywalna z lizakiem i innymi słodkimi cukierkami, które kuszą swoim wyglądem, manipulują Cię wszystkim słodkim co posiadają, wzbudzają różnymi trikami twoje zaufanie, wiedzą że ich potrzebujesz, kontrolują Cię, i gdy już ich skosztujesz, jesz ich więcej i więcej. Każdego dnia po trochu psują Ci zęby. Nie odczuwasz tego. Czasem jak Cię poboli to popłaczesz i przechodzi.
Dokładnie tak samo jest z tą kobietą.



Dzielnie znosiłam jej humorki i sarkastyczne odzywki. Mówiłam jej nawet to, co chce usłyszeć. Udawałam również, że jej żarty są śmieszne.
Tolerowałam to jak siedziała obok akompaniatorki z włosami w kolorach tęczy (do dziś nie wiem co to był za kolor), szepcąc jej coś na ucho, spoglądając na moją osobę i chichocząc z wymowną miną triumfu.

Patrząc mi w oczy z uśmiechem na twarzy potrafiła powiedzieć najstraszniejsze rzeczy..

Ona cała składała się z nieporozumień i zaprzeczeń.

Rozbieralnia była połączona z pokojem nauczycielskim, tak więc wszystkie rozmowy przeprowadzone tam dobiegały echem do nas.
Dzięki temu znałam opinie nauczycieli. Rzadko zdarzyło się, żeby było to coś miłego. Ale czego mogę się spodziewać? Cóż za zaszczyt by mnie spotkał, gdybym choć raz usłyszała dobre słowo o sobie z ich ust. Nie oczekiwałam tego. Dzięki nauczycielom dobrze wiedziałam, jak niską wartość posiadam. Przecież my wszystkie tańczymy, jak „u cioci na imieninach”.
Oprócz słów ostrych, jak siekiera, dosłyszałam wiele innych ciekawych rzeczy z ich życia prywatnego. Przykładowo: blond piękność, która każdego dnia wmawiała nam jak ważna jest dieta i jaką sama rygorystycznie stosuje, w pokoju nauczycielskim nie mogła się uporać z dylematem związanym z wyborem bombonierki.
Była niesamowicie hojna, na Wielkanoc, czy mikołajki dała każdej po jednej małej czekoladce (dla niej oczywiście była cała reszta) i mówiła, że ta maleńka czekoladka powinna nam starczyć na co najmniej tydzień. „A Ty Michalina lepiej w ogóle jej nie jedz”.
Nazywała mnie Michaliną, choć mówiłam jej 1000 razy, że na imię mam Michelle.
Ale to jest tępe i nie rozumie.

Podkreślam, że nie był, ani nadal nie jest to nauczyciel szanowany ani przez uczniów, ani przez nauczycieli. Cechuje ją sucharskie poczucie humoru, nie wzbudza sympatii, jest manipulatorem typu 3, tzw. „manipulordercą” i nie wyróżnia się nawet tym, że dobrze uczy. Najbardziej chyba jest znana z sarkastycznych odzywek, nudnych lekcji i jej cech księżniczki.

Wszystko znosiłam do pewnego dnia, w którym straciłam do niej to zaufanie i respekt, który z całej siły, mimo wszystko, podtrzymywałam.

Któregoś dnia po lekcji, powiedziała, że jadę na konkurs.
Było to spełnieniem moich marzeń, czekałam na ten dzień tak długo!
Powiedziała, że mnie dobrze przygotuje i zrobi wszystko, żeby było jak najlepiej.
To śmieszne, wiem, ale wtedy w to wierzyłam.



Tak więc do konkursu męczyła mnie strasznie, kazała mi olać naukę i tylko ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć ! Najlepiej spać w szpagacie, odrabiać lekcje w "żabce" a stojąc w kolejce stać w pierwszej pozycji baletowej. No i nic nie jeść. Do dnia konkursu byłam wymęczona i każdy paluszek miałam zdarty. Stopy miałam całe od krwi. Obkeliłam je plastrem bez gazy (tak jak pani kazała) i wyszłam na scenę. Było kiepsko. Było naprawde w chuj beznadziejnie. Oprócz stanu który mogłam jakoś przeboleć, miałam najbrzydszą paczkę baletową (kostium/strój/przebranie) ze wszystkich.
Obiecywała mi tiul z zagranicy, prywatną krawcową piękne kolory, kroje, błyskotki. "Wszystko jest już zamówione, jest w drodze". Chwile przed wyjazdem nagle się okazało, że nie ma żadnego tiulu, żadnego planu nic. Poszłyśmy do magazynu, dostałam brzydką, starą, za dużą na mnie z odpadającymi ozdobami paczkę. ZAJE- KURWA- BIŚCIE. Może byłam młoda i głupia, ale mój największy wzór do naśladowania właśnie mnie okłamał i oszukał. 
Historii z piękna jest milion. Nie które podchodzą pod prawo, więc nie wolno mi ich tu umieszczać.
Wiecie co? Są również zabawne historie z nią. Ale to przy okazji, musicie się z nią na początek oswoić :D 

Każdego dnia spoglądam na mój lewy nadgarstek.
Do końca życia jej inicjały będą na mojej skórze. 
Każda łza i kropla krwi jest, była i będzie przezemnie zapamiętana.
A.C.

1 komentarz:

  1. Jestem pod wielkim wrażeniem. Piszesz z taką niechęcią o czymś co od zawsze chciałam robić. Co dla mnie było wielkim marzeniem. Dla Ciebie największym koszmarem. Zawsze mi się wydawało słowo "balet" oznacza: śliczne, szczupłe, wysportowane, wysokie kobiety ubrane w tiule i puenty, które z wdziękiem i lekkością poruszają światem. Byłam świadoma tego że wszystko to nie jest takie łatwe jakie by się wydawało ale nie byłam świadoma że aż tak bardzo.
    Na Twój blog trafiłam przypadkiem. Znajoma dodała komentarz do Twojego posta na fb. Nie mogłam się powstrzymać by tu zajrzeć.
    I będę zaglądała codziennie. Postaram się być na bieżąco. Sprawdzać i komentować Twoje posty, żebyś wiedziała że ktoś to ogląda, czyta.
    Dodam że sama miałam ochotę napisać książkę. Może kiedyś to zrobimy? Na razie zapraszam na mojego bloga: http://learningnewlife.wordpress.com/
    Pozdrawiam
    Kate

    OdpowiedzUsuń